Czas zacząć ...
Publikacja
pierwszego posta zajęła mi dłużej, niż założenie samego bloga, a to dlatego, że
jak człowiek wyznacza sobie jakiś cel to od początku chce coś zaoferować swojemu
potencjalnemu czytelnikowi. Takim podejściem się kierowałam od początku, co jak
się później przekonałam, okazało się
bardzo naiwne. Zacznijmy jednak od początku. Zawsze uważałam, że ludzie zakładają
bloga, bo przyświeca im jakaś idea, chęć dzielenia się pasją itd. Być może
wynika to z faktu, że blogi stawały się modne w moim środowisku dawno temu, a
sama byłam jeszcze bardzo młodziutka.
Nie mniej jednak w tamtych czasach mówiąc słowo blog miało się na myśli
miejsca w Internecie, w których można było się natknąć na ciekawe i
interesujące treści. Jednak, w ciągu ostatnich dni szukając głownie porad
technicznych, ponieważ kwestie grafiki to moja słaba strona, w powszechnych poradnikach
natrafiłam na treści typu „jak zostać sławnym blogerem” czy też „jak zarabiać
na blogu”, gdzie treść blogów ustępowała jego celom zarobkowym. Wtedy uderzyło mnie jak bardzo na przestrzeni
lat zmieniła się ta idea i poczułam smutek, że coś co ma głównie wartości
intelektualne zostało w takim stopniu zmaterializowane (oczywiście nie ujmując
niczego tym osobom, które oprócz zarabiania na swoich blogach, uczyniły z nich
kawał dobrej lektury). Efekt tego był
taki, że od analizowania tych poradników rozbolała mnie głowa, a pomysłu na
posta nie było nadal. Pozostawiona bez odpowiedzi na pytanie „jak pisać bloga,
który nie ma zarabiać” stwierdziłam, że po prostu, napiszę (oczywiście jak
zwykle, trochę wszystkiemu na przekór).
Bez ognia na starcie.
Zaczniemy
klasycznie, słowem wstępu. Pierwszy wpis na blogu jest miejscem, w którym
powinnam się przedstawić i opowiedzieć kim jestem w sposób, który po trzech
zdaniach pozwoli wam określić czy warto
poświęcić pięć minut na zagłębienie się w treść moich wpisów. Ta część
jest o tyle irytująca, że nie sposób wykrzesać barwnej opowieści z życiorysu
przeciętnego Polaka, który praktycznie niczym szczególnym nie różni się od
reszty. Historia niezbyt skomplikowana: studiuję filologię angielską, czasem
pracuję dorywczo, a ostatnio źle sypiam, ponieważ mój pies po 11 latach z
niewyjaśnionej przyczyny zaczął
hałasować każdej nocy. Zainteresowania mam przeróżne, które mieszają się
ze sobą w sposób rozmaity. Ostatnio powodzeniem u mnie cieszą się opowiadania
detektywistyczne, a jeszcze większym historie zbrodni oparte na faktach. Lubię
zajadać słodycze i słuchać starych rockowych kawałków, szczególnie takich, w
których organista gra jakby miał Parkinsona. Nie pogardzę również dobrą
książką, sięgam po różne tytuły od fantasy do kryminałów. Niedawno nawiązałam
romans z reportażami i odkryłam, że życie pisze czasem bardziej zaskakujące
scenariusze niż najbarwniejsze baśnie. Czasem z nudy analizuję reklamy przed
telewizorem. Ogólnie jestem ignorantką, ale bardzo świadomą tego. Mówcie mi Hemoglobina.
Zapewne
zastanawia was jaki jest powód i sens istnienia tego bloga. Być może zupełnie
nie istotny, nie ma on górnolotnych celów takich jak rozprzestrzenianie wspaniałych idei, czy
promowanie kolejnego eksperta amatora. Zapytacie więc „po co?”. Odpowiedz tutaj
może stanowić inne pytanie, a mianowicie „czy zdarzyło wam się kiedyś siedzieć
w domu z plątaniną myśli, których nadmiar wkrótce eksploduje?”. Cóż, mnie
osobiście się zdarzyło, zdarza się dosyć często. Otaczają mnie interesujący
ludzie, z którymi wielokrotnie wymieniam się przemyśleniami i rodzą się przy
tym interesujące dyskusje. Jednak czasami w człowieku siedzi taki wewnętrzny
głód. W moim przypadku wymiana poglądów służy nie tylko kreowaniu relacji
społecznych, ale też budowaniu pewnej
wizji świata, czasem niestety też i burzenia. Na blogu chciałam się zatem
skupić na swoich przemyśleniach odnośnie różnych produkcji filmowych, czy też
medialnych. Wielokrotnie to one, mimo, że czasem opierają się na realizmie,
otwierają te wszystkie furtki w moim umyśle, dzięki którym moja ocena danej
produkcji nie ogranicza się do słów „klawy film, siostro” lecz pozwala mi
posunąć się do jakiejś dalszej refleksji, analizy rzeczywistości i
społeczeństwa. Nie zabraknie również zwykłej opinii na temat danego filmu czy
seriali. Niektóre wpisy mogą mieć charakter takich mini recenzji, ale nie kładłabym
nacisku na te słowo, gdyż nie tylko w mojej ocenie jest ono trochę nadużywane w
sieci, ale również w sowich postach chciałam się skupić na tym co ja
wyciągnęłam z danej produkcji i jakie wrażenie na mnie wywarła. Dlatego nie oczekujcie,
że znajdziecie tutaj rozpiskę wszystkich danych technicznych o danej produkcji,
nie wspominając o tym, że istnieją blogi, które zajmują się profesjonalnymi
recenzjami i robią to bardzo dobrze. Chodzi mi raczej o dzielenie się pewnymi
subiektywnymi spostrzeżeniami, które być może staną się punktem odniesienia dla
myślenia alternatywnego, którym pozarażamy się nawzajem. Nie chciałabym, żeby
ktoś odniósł wrażenie, że będę tutaj promować własna opinię jako te jedyną, z
myślą przewodnią „idźcie i wyznajcie tak samo”. O nie. Mimo że w prawdziwym życiu i tak każdy uznaje
tylko jedną opinię – własną, to i tak zawsze będę podtrzymywać zdanie, że
wymiana opinii między ludźmi może sprzyjać ich rozwojowi i poszerzaniu. Osobiście
jestem wyznawcą podejścia perspektywicznego i staram się pamiętać, że każdy spogląda
na jedną sprawę inaczej, co bywa czasem irytujące, ale głównie unaocznia nowe,
intrygujące perspektywy.
Czas jest rzeczą relatywną
Nie
obiecuję, że posty będą się pojawiać regularnie. Nie jest to przejaw ignorancji
lecz raczej zwykłej szczerości. Zakładając bloga kierowałam się między innymi
tym, że myśli są dosyć ulotne więc pewne rzeczy lepiej robić na świeżo,
aczkolwiek najbliższe kilka miesięcy, ze względu na obowiązki „świata
realnego”, będzie dla mnie ciężkie i pracochłonne, a czas zaiste będzie na wagę
złota. Skoro wspomniałam już o relatywnym charakterze czasu, chciałabym
nadmienić, że na blogu nie będę skupiać się tylko na aktualnych produkcjach,
ale też takich, które są na rynku od lat, albo już dawno zostały zakończone,
jako że zapewne znajdą się osoby, które nie miały okazji się z nimi zapoznać, a
warto opowiedzieć o nich słów kilka.
Co jeszcze?
Chodź
główny zamysł opiera się na analizie filmów i seriali, to wiecie jak to jest z
tymi blogerami. Każdy ma w sobie trochę
z pierdoły. Niewykluczone, że kiedyś najdzie mnie ochota na przytoczenie
jakiejś anegdotki z życia, a życie czasem stawia nas w komicznych sytuacjach.
Najlepszym dowodem jest na to, że ciągle sobie powtarzam, że „mnie to w życiu już
nic nie zaskoczy”, a życie i tak swoje. Ostatecznie nie raz człowiek znalazł
się w głupiej lub komicznej sytuacji, więc może poczuję kiedyś potrzebę
podzielenia się dziwnymi perypetiami swojego życia.
Podsumujmy
zatem ten długi wpis, w którym nie brakło dygresji. Mam nadzieję, że w jakiś
sposób spodoba się wam tematyka przyszłych postów, obiecuję, że będą one
bardziej konkretne i treściwe, bo jak widzicie potrafię zagmatwać nawet
najprostsze wprowadzenie. Tymczasem pozostaje nam czekać i wypatrywać, gdzie ta
droga nas zaprowadzi. Trzymajcie się ciepło.
PS:
Byłabym wdzięczna za opinię w kwestii językowej, tj. pisząc ten tekst nie byłam
pewna, którą odmianę słowa „post” zastosować, a ponieważ nie zostało to jeszcze
do końca uregulowane przez mądre głowy i natknęłam się na różne potencjalne
odmiany, obecnie pozostaje to kwestią preferencji. Dlatego piszcie, czy
powiedzielibyście „napisałam posta” czy też „napisałem post” oraz „nie potrafię
znaleźć tego posta”, „nie potrafię znaleźć tego postu”?
Komentarze
Prześlij komentarz